Kulogrod to miejscowość gminna średniej wielkości, w północno-centralnej Polsce. Ludzi mieszka w niej ani mało, ani dużo. Tak, jak wszędzie. I wszystko jest takie, jak wszędzie, zwyczajne. Mieszkańcy w ten sposób właśnie najczęściej o sobie mówią – jesteśmy przeciętnymi, zwykłymi ludźmi. Mają domki z ogródkami. Przez dziury w płotach wychylają swoje głowy barwne kwiaty, a na drogach unosi się zapach świeżo skoszonej trawy.

Przenieśmy się jeszcze na chwilę to tamtejszego urzędu. Poranna krzątanina. Spotkania, telefony, dokumenty – jak co dzień. Jest i ona – Pani Asia. Zawsze, gdy w jej umyśle zawita świetny pomysł, zielone oczy nagle stają się wielkie, błyszczące. Właśnie o mało nie wypadły z orbit i wyglądają jakby ktoś je polakierował. Ciszę sekretariatu co chwilę przerywa nerwowe stukanie palcami w książkę, którą Pani Asia trzyma na kolanach. Jest druga w kolejce. Wchodzi już za chwilę. 

Wtem drzwi otwierają się i słychać donośny głos wójta:

- Pani Asiu, zapraszam, proszę wejść!

- Panie wójcie – zaczyna bez zbędnych wstępów - niech Pan spojrzy. To nasze, regionalne, trochę zapomniane, ale ponadczasowe. Znalazłam kilka dni temu w bibliotece. 

Podaje mu plik dokumentów wraz z niewielką książeczką. Na zniszczonej i pożółkłej okładce daje się dostrzec napis: „O paniczu i trzech kotach oraz inne podania Kulogrodu”. 

- Co za niedorzeczności Pani mi przynosi? – prychnął, odwracając z zagniewaniem głowę. 

- Żadne niedorzeczności, panie wójcie! – broni się kobieta - To legendy. Rozmawiałam już z wydziałem promocji. Wydanie albumu z naszymi legendami uznali za strzał w dziesiątkę – kontynuuje podekscytowana. - Moglibyśmy zrobić spotkanie w bibliotece i grę terenową dla dzieci. Wspomniany jest tu nasz park, stary dwór i kościół – można by oznaczyć miejsca związane z legendami, stworzyć regionalne symbole, zaangażować ludzi, ściągnąć turystów… - wyrzuca jednym tchem.

- Słuuuucham? – oschle zapytał wójt, wynurzając głowę ze sterty papierów na biurku. 

- Musimy tylko… wydać te legendy. Wiekowa książeczka, która pan ma biurku wymaga niestety uaktualnienia. To... naprawdę… świetny pomysł – próbowała dokończyć coraz bardziej nieśmiało. - No i ja… przyszłam - próbowała ciągnąć, mimo zupełnego braku uwagi ze strony włodarza – prosić o zgodę na wydanie naszych legend. Wystarczy jedna, dwie w ogólnym zbiorze.

- Nie, nie i nie! Przecież nie mamy pieniędzy na takie rzeczy! – odparł, biorąc do ręki telefon - A teraz panią przepraszam, muszę załatwić kila pilniejszych spraw.

Nie minęły trzy miesiące, a w gabinecie wójta dzwoni telefon. Donośny głos niósł się daleko poza drzwi gabinetu:

- Co?! Wy!? No, nie gadaj! Wy wydaliście legendy? A co wyście tam napisali? Przecież u was to nic nie ma! – Aha – dodał ciszej. Potem zaczął pomrukiwać z niedowierzaniem: - Tak? I co, zrobiliście logo z tym kotem? I mural reklamujący wieś? I festyn ma być z okazji jego otwarcia? I zapraszasz mnie, tak?  I koło gospodyń razem z młodzieżą to robi? I telewizja ma być… aha.

Dalsza rozmowa była ponad siły włodarza. Rozłączył się. Nie miał ochoty wysłuchiwać tych przechwałek wójta sąsiedniego Ratogrodu. Wyszedł z gabinetu wściekły jak osa – Dajcie mi dzisiejszą gazetę! – ryknął. - Piszą o nich na pierwszej stronie! Ten Ratogrod to zawsze musi być do przodu! 

I zaczyna czytać: „Wydana niedawno legenda ratogrodzka o wilku i kocie stała się iskrą, która rozpaliła całą serię działań na rzecz krzewienia miejscowej kultury i budowania lokalnej tożsamości. Przyczyniła się do powstania wielu nowych inicjatyw oraz budowania relacji… „. Cisnął gazetą w pierwszego lepszego pracownika. Zamknął się w gabinecie i dyryguje przez zamknięte drzwi: - Zawołać Panią Asię!

- To co? Wydajemy te legendy? - pyta kobieta, stając w drzwiach swego przełożonego? 

- A wydajemy, wydajemy. Żem nie wiedział, że tyle dobrego z tego być może.

Od tamtego czasu minęło pół roku. Wiecie co zaczęło dziać się w Kulogrodzie? Chyba trafniejszym pytaniem byłoby – co się nie działo? Legenda, która początkowo wydawała się wójtowi błaha, rozsławiła gminę na tyle szeroko, że otwarto nową agroturystykę. Pozyskiwano także fundusze na rozpoczęcie budowy wioski tematycznej skupionej wokół jej głównych bohaterów. Okazało się bowiem, że wiele związanych z nią wątków można odnaleźć w realnym, współczesnym świecie. 

Cykl letnich warsztatów z książką odbył się w niedawno zrewitalizowanym parku. Do biblioteki zaczęły trafiać osoby, które nigdy wcześniej nie przekroczyły jej progu. Nawet na ulicy i w sklepie atmosfera była jakaś inna. Dzięki wspólnym akcjom i działaniom, ludzie zaczęli się rozpoznawać, uśmiechać do siebie i machać na dzień dobry. Zatrzymywali się, rozmawiali, dorośli zapraszali się na kawę, a dzieci na boisko. 

Gdybyście zobaczyli dzisiejszy Kulogrod i ten dawny – nie powiedzielibyście, że to wciąż jedna i ta sama miejscowość. Oj, wiele się zmieniło. Mieszkańcy Kulogrodu już nigdy nie powiedzieli o sobie „zwyczajni”. W końcu przestali czuć się gorsi z powodu, że mieszkają gdzieś, gdzie przysłowiowe bociany zawracają. Od pewnego czasu stali się bardziej pewni siebie, a nawet dumni z tego, że mieszkają w Kulogordzie – swojej małej ojczyźnie o wielkich tradycjach i możliwościach.

Zapomniano już trochę o hucznym festynie i nowej pięknej tablicy powitalnej, zaprojektowanej przez lokalną młodzież, a to tylko dlatego, że skupiano się coraz to na nowych pomysłach rozwoju miejscowości i budowaniu lokalnej tożsamości kulturowej, opartej na legendach.

Zastanawiasz się też pewnie co z naszym wójtem? Otóż sam zaczął wyszukiwać w starych książkach dawne legendy, planuje drugie, rozszerzone wydanie albumu, ale być może sam wam o tym opowie, gdy skończy się ceremonia. Właśnie bowiem odbiera wyróżnienie od marszałka województwa za wkład w rozwój regionu.

Domyślam się, że przeszukałeś już mapę Polski i ze zdziwieniem zaczynasz dostrzegać prawdę. Tak naprawdę nie ma Kulogrodu. Jeśli czujesz się zawiedziony – przepraszam. Jednak czy na pewno nie ma? Czy to nie trochę o mojej i twojej gminie, o mieście, regionie? O naszym podejściu. 

Warto pamiętać, że opowiadanie towarzyszyło człowiekowi od zarania. Legendy niosą ze sobą nie tylko treść historyczną i wątki fantastyczne, ale też bagaż dziedzictwa kulturowego i olbrzymi ładunek emocjonalny. Przekazywane są w nich kody, którymi posługujemy się przez całe życie. Wokół wydarzeń i symboli tworzą się więzi, dzięki którym wspólnota może się ze sobą utożsamiać. A dziś jest to tak bardzo ważne.